O przygodach z media center w nowym wpisie - tutaj tylko o obecnym setupie. Od dwóch lat jestem posiadaczem obudowy Silverstone LC-10, srebrnego koloru i słusznych rozmiarów obudowy home theater z prawdziwego zdarzenia. 9 kg metalu. Do tego kupiona na allegro płyta asusa, nowy zasilacz, i reszta starych bebechów (bo w obudowie po shuttle buja już nowiutka Via Epia). Zestaw podziałał chwilę w takim setupie, wymieniłem went na karcie na Zalmana (sporo ciszej) ale do ideału było wciąż daleko. Poza zasilaczem (który powoli mielił powietrze 12-centrymetrowym wiatrakiem i pracowicie wyrzucał je na zewnątrz) była jeszcze parka wentów na radiatorze z heatpipem do procesora, oraz wentylator wlotowy...
Po dołożeniu nieco szybszego, i zdecydowanie cieplejszego procka 3,2 HT (no bo szkoda płyty i bebechów, a mocy potrzeba zawsze więcej) oraz zamianie grafiki na X1950 XT (tym razem bez tunera, trudno, ale Rainbow Six Vegas bez tego nie chciało ruszyć :)), okazało się, że w obudowie robi się ciut ciepławo. O ile 2,4 dawało radę przy 50 stopniach w stresie, dla 3,2 70 stopni nie było przesadnie wielkie. Ściana z tyłu komputera była jedną z najlepiej ogrzanych ścian w całej okolicy.
Jak się potem okazało, sytuację ratował... wentylator zasilacza, wypompowujący żar ze środka. Pech chciał, że zasilacz pierwszy padł ofiarą walki o ciszę - jakoś pod koniec ubiegłego roku wymieniłem go na 450W wersję Silverstone Night Jar. Zero ruchomych części, statyczny żar osłonięty radiatorami, cisza z zasilacza.
Gdy zabrakło wentylatora zasilacza - powietrze w obudowie stanęło w miejscu. Obudowa nie jest dziełem sztuki, jeśli chodzi o chłodzenie (ciepłe powietrze ma tendencję do uciekania do góry, nie do tyłu obudowy, nawet ponaglane dwoma wentylatorkami), ale w tych warunkach zdecydowanie nie dawała rady. Dość powiedzieć, że max godzina kodowania H.264 powodowała termal shutdown. 100 stopni nie było naprawdę wyczynem.
Po jakiś dwu-trzech miesiącach podkręcania wiatraków i budowania tuneli dla powietrza zdecydowałem się na podjęcie poważnych kroków, konkretnie w stronę znajomego już sklepu z akcesoriami do chłodzenia. Przygotowany jak nigdy (rysunek obudowy z wymiarami i wysokościami elementów) ruszyłem mając na myśli dwie opcje: naprawdę ciche chłodzenie powietrzne wiążące się z modyfikacją obudowy (dziury etc.) lub niezbadany dotąd temat chłodzenia wodnego, wiążące się głównie z wizjami kałuż pod szafką...
Po 15 minutach rozmowy z chłopakami ze sklepu (cooling.pl, pozdrawiam) zdecydowałem się na opcję hydrauliczną :) Poza procesorem do układu chłodzenia zdecydowałem włączyć również grafikę, zaś chłodnicę - wyrzucić na zewnątrz.
W skrócie, układ składa się z dwóch bloków wodnych polskiego producenta MNP na procesor i grafikę, niedużej i bardzo cichej pompki z małym zbiorniczkiem wyrównawczym, 3 metrów rurek oraz chłodnicy z dwoma niesłyszalnymi wentylatorami (12 cm, 900 rpm).
Poniżej - fotostory z instalacji :)
Złożenie układu zajęło mi prawie 3 godziny, z uwagi na mierzenie rurek w powietrzu i próby montażu szybkich złączek (jeżeli te są szybkie, boję się myśleć o wolnych). Hint 1: rurki są zdecydowanie bardziej skłonne do współpracy po ogrzaniu w gorącej wodzie. Hint 2: prawo Murphy'ego stosują się do długości rurek przycinanych na rozmiar.
Pod spodem blok procesora i grafiki, rurki już zalane i wyprowadzone na zewnątrz do chłodnicy.
Układ w trakcie napełniania, pompka ze zbiorniczkiem ustawiona z lewej, wyżej od reszty komponentów. Pozbycie się z układu resztek powietrza - zwłaszcza z chłodnicy - 20 minut potrząsania i przechylania. Bebechy jeszcze nie zainstalowane.
Blok procesora już na swoim miejscu. Śruby jak to na polską konstrukcję mało finezyjne, ale skuteczne. Układanie rurek - zmora.
Karta grafiki już na miejscu, w zasadzie koniec instalacji, rurki już prawie ułożone. W tle zasilacz - sprawca zamieszania, dookoła wszystkie dodatkowe bebechy.
Widok na cały bałagan z lotu ptaka - wszystko w zasadzie już na miejscu. Dysk twardy ukryty pod napędem DVD, koszyk na dyski usunięty bo przeszkadzał karcie graficznej. Kable i rurki ułożone z najwyższą możliwą starannością jak na trzecią rano.
No i wreszcie właściwe chłodzenie - chłodnica plus dwa leniwe wentylatory, podpięte na przedłużonym kablu z płyty.
Wnioski:
- jest cicho! przeszkadza tylko twardy dysk (SSD już się zabudżetował :))
- woda w układzie jest lekko ciepła, procesor z 90 przed wodą zszedł do 40 w stresie
- płyta główna niestety trochę gorzej, radiator na northbridge'u wygrzewa ją do 55 -60 stopni - jest miejsce na dołożenie kolejnego bloku (choć szczerze mi się nie chce tego robić)
- chłodnica ukryta za szafką z komputerem - out of sight, out of mind
- znowu da się grać i kodować filmy.`
I ostatni: nie zdecyduję się chyba na dalsze wymiany (płyty, procesora, grafiki). Zamortyzuję ten sprzęt do momentu fizycznej śmierci, a potem... kupię sobie chyba Mac'a Mini i PS3.