20 sierpnia 2009

płodozmian i trójpolówka...

czyli zaorany beret. Tak mniej więcej można podsumować ostatnie cztery miesiące, odkąd zajrzałem na bloga ze skutkiem w postaci wpisu.

Przez ten czas, od kwietnia, nie udało się:
  • zostać dyrektorem banku, lub choć przedsiębiorcą 2.0
  • przestać robić rzeczy nieinteresujące, a miejscami nawet przynudnawe
  • wyznaczyć cele ambitne, a jednak osiągalne w ramach planu pięcioletniego
  • odnaleźć pozycji lotosu, zajebiście wyluzowanego
  • stanąć obok - choć przecież nie raz wychodziło się z siebie
Udało się natomiast:
  • przebiec, chyba pierwszy raz w życiu, 5 km bez podjeżdżania autobusem
  • w niewątpliwym związku z niejednym przebiegnięciem - udało się również wrócić z krainy trzech cyferek do wagi z końca liceum
  • nabrać przeświadczeń i przekonań
  • pozbyć się wątpliwości i złudzeń
  • sprzedać kolejny raz za tanio
  • kupić parę razy za drogo
Pewnie było tego więcej.

Stany chwilowe rejestrowane były gdzie indziej - i całe szczęście, że nie chce mi się do nich wracać, bo i nie za bardzo bywało do czego.

Nabieranie dystansu do tego wszystkiego w zasadzie powinno być moim zajęciem na resztę życia, i tylko czasem mam wrażenie, że albo zajebiście przeszacowuję czasochłonność prac związanych z nabieraniem dystansu, albo deadline jest raczej z tych krótkich.