27 grudnia 2008

force unleashed: ikea strikes back

Minionych świąt starałem się nie zauważyć. bardzo. Wygląda na to że ignorowanie chucpy świątecznej wejdzie to do rytuału - w tym roku chyba się udało. jedyny znak przejścia przez ten dziwnie trudny okres roku to uszkodzenie wagi, odmawiającej wskazań powyżej 100.

Dzisiaj, żeby odbić nieco od grząskiego dna i zająć myśli czymś produktywnym, zarządziłem refurnishment pokoju bubu. Po krótkiej wizycie w miejscu późniejszej zbrodni, wyposażony w metrówkę, oraz po weryfikacji stanów magazynowych Ikei (respekt - z dokładnością do sztuk Ikea pokazuje ile jakiego towaru powinno zejść oraz kiedy są dostawy), wybrałem się w krótką, jak zakładałem, wizytę w Ikea Janki. Droga minęła migusiem, puchy na drodze wprost świąteczne - można pomyśleć, że Warszawa nie wróciła jeszcze ze świąt z domu.

Niestety, Warszawa wróciła ze świąt do domu i postanowiła zatrzymać się po drodze w Jankach na wyprzedażach. Wszyscy, co do jednego warszawiaka. Tramwaj w godzinach szczytu w porównaniu z tą rzeźnią to małe orzeszki...  Podtrzymywany ideą refurnishmentu, używając jedi mind tricks na słabszych mentalnie, oraz brute force unleashed na słabszych grawitacyjnie, przemknąłem przez dwa piętra piekła i wylądowałem w regałach magazynu. 

Mimo miażdżącej przewagi przeciwnika, przebicie się przez kasy zajęło tylko 15 minut. Przelot przez Raszyn 40 minut. Poskładanie, wywiercenie, przykręcenie - 4 godziny.

Dokonało się.

PS.

Byłoby szybciej, gdybym nie musiał reinżynierować słabego designu półki LACK. 

Droga IKEA, 

piszę do Ciebie, żeby donieść, że mocowanie półki LACK do ściany jest trzy rzędy wielkości lepsze, jeśli śruba mocująca półkę do stelażu na ścianie nie wkręca się w powietrze w rurze stelażu, tylko np. w ucięty kołek rozporowy. Oraz, pozdrafiam fas, dysajneszy sze szfecji.

15 grudnia 2008

korpo ssie

ssiepaue, bardzo konkretnie.

Impreza wigilijna - czyt. złoby i chlanie wódy pod choinką - korpo urządza w poniedziałek przed wigilią. Dla polepszenia integracji, dla obu korpodywizji w jednym mieście. Dla jeszcze lepszego polepszenia, haery słodko zachęcają niezwykłą możliwością obejrzenia koleżęstwa współpracującego live (przy wódzie, dla zachowania jak najlepszej jakości odbioru i miłych wrażeń), oraz równie niezwykłą atmosferą klubu w mieście nieodległym bardziej niż 150 km. Haery w mailu ponownie zachęcającym podkreślają, że to oczywiście kwestia naszego wyboru oraz tego, jakie mamy w życiu priorytety.

Otóż, drogie haery, nie takie mam, kurwa, priorytety w życiu. 

I mój pojebany work-life balance od Waszych mizernych wysiłków nie będzie wcale bardziej balanced.

I wreszcie, jeżeli zamiast dwóch autobusów pojedzie jeden - a pojedzie jeden - może zrozumiecie, że frekwencja na imprezach firmowych jest pochodną atmosfery w firmie, a nie, żesz mać, na odwrót.

No i już tak na koniec - odcinacie pośpiesznie wszystkie komunikatory, popularne portale, oraz inne atrakcje, zwane również niezbędną do świadczenia usług infrastrukturą, na co oczywiście w miarę inteligentni ludzie wyciągają broń  w postaci serwerów proxy i innych wynalazków, o Orange Free (firmowym) nie wspominając.

Jedna prośba, nie odcinajcie ludziom jobpilota.
Szybko im się przyda.

23 listopada 2008

nie da rady

nie da rady, kierowniku. jak Boga kocham, nie da rady.

  • po pierwsze primo, chroniczny brak motywacji.
  • po drugie primo, równie chroniczny brak czasu wynikający z zabójczej mieszanki pierwszego primo i SET prokrastynacja_mode=on.
  • po trzecie primo wreszcie, stany niestabilne słabo poddają się zapisowi. nie mam w domu wielkiego zderzacza moronów, zdolnego napełniać bloga tonami śmiecia jakie teraz przewalam.

stay tuned, nevertheless.

10 października 2008

Hania ma już trzy tygodnie :)


...a ja wciąż nie miałem czasu by choć słowo napisać :\ (czasem czuję się słabym ojcem. Zwłaszcza dzisiaj, po powrocie do domu o 22, po całym dniu w "fabryce").

Hania jest już z nami - urodziła się 19 września 0 8:15 rano, po godzinie piętnastu minutach naszego pobytu w szpitalu. Było tak szybko, że - jak to stwierdziła Aśka - nawet nie zdążyły się obie tym faktem zmęczyć, zwłaszcza że towarzyszyła dzielnie nasza ulubiona położna, Monika Droździel (wielkie dzięki Monika :))

Długo by pisać - Hanka to wspaniała dziewczyna. Jak jej mama :)

Je, śpi, je, śpi, je, śpi - co za bajeczne życie (zazdroszczę, bo nie jem, nie śpię, robię :\).

2 września 2008

google chrome na szybko

urzekło mnie przede wszystkim szybkością działania w stronach, które do tej pory delikatnie mówiąc obsysały. Taki na przykład kokpit blip.pl - wpisujesz literkę i widzisz jak się rysuje. Ale nie w chromie.

Piszę ten tekst właśnie w chrome, zaglądając na strony komiksu googla poświęconemu właśnie chrome. Fajne że:
  • procesy renderu zakładek i silnika javascriptu są niezależne i współbieżne
  • wyszukiwanie po polu adresu (omnibar :)) troszkię ętelygentniejsze niż u konkurencji
  • javascript już w VM, a nie mozolnie interpretowany
  • takie nowe, a już dziaa - testowane na milionach stron (fajny strasznie ficzer z automatyzacją testów renderera strony - what browser thinks it is showing :))
  • popupy można sobie wyjąć ze strony samodzielnie (a nie pierniczyć się z tymczasowym zezwoleniem i przeładowywaniem strony)
  • i urocza zakładka about:memory, zwana też statystyką dla nerdów :)
Generalnie, jest miło i nie narzucająco się. Zobaczymy jak przetrwa dzień w pracy, póki co nieźle.

Do samochodu od Googla na razie bym się nie przekonał. Wolę japońskie ;)

27 sierpnia 2008

nu kid on da blok

...ano właśnie, niepostrzeżenie nadchodzi moment release 2.0 w moim domu :) to już tylko miesiąc został.

Hanka, zwana również Dzidką, powoli pakuje bambetle (rękami - a jakże - swojej coraz bardziej ciężarówkowej mamoochy).

Do release został miesiąc, więc beta testy trwają:
  • rozmowa z położną - check
  • pranie fotelika i wózka, bohatersko wydobytych z piwnicy - check
  • pakowanie mamoochy - check
  • pakowanie Dzidki - check, almost
  • akcja uświadamiająca pana bubu o nieodwracalności pewnych sytuacji - check, long ago
  • akcja przygotowawcza "mamoochy nie będzie chwilę w domu" - under construction

Mamoocha nabiera objętości razem z Dzidką i porusza się coraz wolniej. Dzidka natomiast - porusza się coraz szybciej. Rel.2.0 będzie chyba jeszcze żywszym egzemplarzem niż rel.1.0.

Co ciekawe, rel.1.0 nie wykazuje objawów zaniepokojenia sytuacją. Zobaczymy, jak to będzie z kohabitacją :)

Ostatnie noce prokrastynacji mieszanej z pracą, niedługo będzie usypianie dwóch sztuk jednocześnie, tudzież przysypianie z Dzidką przed tele.

25 sierpnia 2008

po jabłkach?

Nie będzie o IPhonie, bo:

  • kampanie marketingowe w Polsce, zwłaszcza fake crowd w wykonaniu studentów pod salonami Orange, przekroczyły granice wszelkiej obsceny i żałości
  • telefon który z paczki nie potrafi wysłać, a nawet z dodatkowym softem nie potrafi odebrać MMSów, - to żal jeszcze większy
  • telefon który wyrósł z odtwarzacza Audio i dziwnym trafem ma wetknięty do środka Bluetooth 2.0 EDR, nie obsługuje słuchawek bluetooth stereo - to chyba też jakiś amerykanizm :)
  • wreszcie, do końca obecnej umowy w Oranje mam zamiar utrzymywać pozę rozdarcia pomiędzy funkcjonalnością (taka np. Nokia E71 czy E66) a bajerem i lansem (wyż.wym.), oraz czekać na kolejną premierę Apple na wiosnę. Może wtedy uda się z HSDPA, Bluetoothem, i paroma innymi ficzersami.

Na razie nie. I nie o tym miało być.

Na fali poprzednich postów nt. Visty, wciąż niestety aktualnych, jako że Vista SP1 jak się wykładała przy starcie, tak się wykłada, zainteresowałem się życiem poza tandemem Intel / Microsoft.

No, nie zmienia się całej drużyny. Intel zostaje, i to od razu core duo.

Ale zapakowany w jakże elegancką postać: 16,5 x 16,5 x 5 cm. ZERO wentylatorów. Napęd szczelinowy SuperDrive (czemu nie ma jeszcze BluRaya?). Jakże charakterystyczny pilot. Full ficzer w aluminiowo - białym pudełku z ogryzkiem.

Słowem, chodzi za mną Apple Mac Mini.

Owszem, nie bez znaczenia jest fakt, że można w nim zapodać Windowsy - i podobno radzą sobie zgrabnie. Ale też zupełnie nowy system (leopard), ichnie media center (fakt, niet tunera, ale nie pamiętam co wartościowego było w TV żeby to nagrywać ostatnio), i w ogóle cały taki jakiś śliczny jest. W sensie, Najlepsza z Żon na pewno również zauważy jego doniosłą wartość funkcjonalno - estetyczną :)

Robię rezerwę budżetową. Start kampanii - zaraz po planowanym uruchomieniu bubu 2.0.

Ale o tym - już kiedy indziej. Idę budzić wersję 1.0.

20 lipca 2008

To nie jest blog o Windows Vista

...ale znowu padła na ryło.

Tym razem - choć jeden objaw podobny, w trakcie pracy wenty grafiki do oporu i blackout na ekranie - repertuar znacznie szerszy:

zaginiony sterownik do myszki Logitech V270 Bluetooth - działało prawie rok i przestało z dnia na dzień - nie może biedactwo sobie znaleźć sterownika, i w ogóle to potrzebuje dwóch urządzeń. Żadna próbowana wersja softu Logitecha nie pomogła - czasem działało jedno z dwóch magicznych urządzeń (Logitech Virtual HID enumerator), ale myszce nie udało się nigdy. Zapina się, owszem, po BT, szuka sterów, i ich nie znajduje.

zaraz potem zaczynają się zwisy z szumem. Patent z wentylatorami to nie to. Po dniu walki z próbą naprawienia systemu z płyty Vista oraz cofnięciem do punktu zachowania, dochodzę do momentu w którym system nie wypiernicza się tylko w trybie awaryjnym, ale już w loaderze instalatora visty - tak :) Pomaga dopiero odpięcie jednego z dwóch dysków w obudowie (starszego, po serial ATA). Magic, ale nie na długo.

W trakcie walki z myszką, natrafiam na śmierdzący starzyzną sterownik karty TV - ATI theater 550. Decyzja o przeinstalowaniu i... bluescreen na instalatorze, a później już tylko wywałki podczas podnoszenia systemu. Próba odinstalowania w awaryjnym nie udaje się (brak wpisów w spisie programów), próba przeinstalowania sterowników grafiki (też ATI, X1950) lub TV - takoż samo, w awaryjnym się nie da. Co się da w awaryjnym? wywalić sterowniki ati z displayów. Ale sprytna Vista ładuje sobie własne podczas uruchomienia systemu i próba instalacji nowszych sterów na normalnej Viście skutkuje zwałem i nie dochodzeniem do ekranu logowania przy następnych startach.

Ostrzę nóż i przeinstalowuję na tygodniu całość.

A miało być tak pięknie z tym SP1 do Visty. Jest szybszy? Jest. System traci stabilność już po 2 tygodniach, a nie po pół roku.

3 lipca 2008

OpenVPN i Windows XP SP3


Zaczęło się jak zwykle: system postanowił się zaktualizować. Jako że jest systemem korporacyjnym, postawił sobie deadline. Wyjątkowo dla siebie, porzuciłem swoje prokrastynacyjne zwyczaje, i klepnąłem dla świętego spokoju że już poproszę.

No to proszę.

I że szybciej działa nawet. Nic dziwnego, pół jądra wymienione... też bym biegał szybciutko po takiej operacji :)
Jest ale.

Zjbł się był OpenVPN. Działa moment i odpada od ścianki - niby nawet podłączony, ale routy giną i całość po byku.

A robota się sama nie zrobi, niestety jak to ma w zwyczaju. Jak się chce dziecku chociaż dobranoc powiedzieć nie przez telefon, trzeba robić z domu. Człowiek by chciał żeby tu coś ten fajnie było, a tu po prostu się nie da.
Dwa dni zmarnowane. Admini obsuczeni za SP3 ile wlezie. Doktoraty. Wieści, że innym działa (zabiłbym za taki tekst :@ ). Kombinowanie z opcjami do OpenVPN client. Może lease time dhcp? może routy dodać z palca? a może automatyczne przydzielanie adresu 169.254.x.x?

A może poszli do lasu?

A może SP3 postanowił sobie ustawić Autentykację 801.x na połączeniu VPN?

Jak się wyłączy, to dziaa. ehhh...

Poniżej obrazek gdzie to odkliknąć:

29 czerwca 2008

Vista i zwisy

Zaczęło się niewinnie.

The Orange Box po pół roku niemal leżakowania na półce - bo ani na jedne święta nie było okazji, ani na drugie, ani na wakacje - w ubiegły weekend został zainstalowany i uruchomiony. Zacząłem oczywiście od HalfLife 2.

Nie zebym jakoś specjalnie poświęcał mu uwagę - ale raz czy drugi zagrałem. Przy trzecim - mniej więcej jakoś w połowie ubiegłego tygodnia - po jakiś 30 minutach grania nastąpił zwis. Grafa blackout, wenty grafy na maksa, caps lock nie działa. Zwis z konsekwencją resetu.

Trudno, myślę, steam zawsze był problematyczny jeśli chodzi o stabilność (chociaż to chyba pierwszy raz, kiedy zainstalowałem HL2 z oryginalnym steam'em :)). Spróbowałem jeszcze raz, wyglebił się mniej więcej w tym samym miejscu.

Nieco zawiedziony HL2 postanowiłem wrócić do Ghost Recon Advanced Warfighter, katowanego przeze mnie od jakiegoś pół roku, czyli od momentu zakończenia rzeźi wiedźmińskich.

Ku mojemu zaskoczeniu, przy próbie odpalenia samego gameplayu - zwis analogiczny do HL2. Oż ty, myślę, i zaczynam kombinować.

Zaraz, zaraz, SP1 do Visty. Jakoś tak w tym tygodniu dałem się zwieść obietnicom M$ że tym razem już na pewno i że szybciej, milej i przyjemniej (nb. SP1 do Visty zawiera całkiem nowe, lepsze jądro systemu - przecież Vista miała je mieć od początku - może być lepsze od najlepszego na rynku?) Jak tylko to sobie uświadomiłem, wpisałem w google "vista sp1 hangup problem" i zacząłem szukać.

No i okazuje się, że w system logu jakieś nowe, niespotykane błędy (tropy wiodły na przykład w stronę funkcjonalności zarządzania energią w procesorze, w SP1 już brzydkich i niekoszernych, co zresztą znalazło potwierdzenie w fakcie, że Vista nie obsługuje poprawnie chipsetów intela i945G, połowa biurowego szitu na świecie ma takie coś).

I te zachowania - najpierw HL2, potem GRAW, potem w ogóle przestał się uruchamiać, a w trybie awaryjnym wytrzymywał może z minutę.

Masakra w sobotni wieczór i perspektywa miłej niedzieli spędzonej nad zgliszczami pc'ka (kiedyż to ja ostatnio robiłem backup zdjęć?) przy reinstalacji Visty, spowodowanej zapewne nieudaną próbą usunięcią SP1 (no bo przecież nie można bezkarnie usunąć nikomu jądra. nawet na chwilę).

Niedzielny ranek, tuż po śniadanku. W przypływie ciekawości postanowiłem sprawdzić ile komp wytrzyma w samym BIOSie. Żeby się zaś przy tym nie nudzić, wrzuciłem na ekran podgląd temperatur i wiatraków.

Wiatrak 2 - brak prędkości. Może nigdy jej nie było?
Temperatura procesora 49. 50,5. 53. Przy 57 zreflekowałem się, że coś szybko rośnie jak na BIOSa... No i po otwarciu pacjenta stwierdziłem że wiatraki na procku ciut wolno, więc ++, że kurzu nie ma na pamięciach, i że frontowy went po prostu stoi i porasta kurzem. Po prostu. Po większemu prostu, dociśnięty kablowo ruszył i temperatura procka spadła do 49.

Zwisy, ma się rozumieć, ustąpiły (2 godziny HL2 i nic, więc chyba long gone).

Jestem jednak święcie przekonany, że coś te kable od wentka musiało wyciągnąć. SP1 do Visty, na przykład.

23 czerwca 2008

prokrastynacja...

... is my second name. srlsy.

Dowiedziałem się dzisiaj paru rzeczy o sobie :) . Blip - zwłaszcza skojarzony z kalendarzem w outlooku - wyjawił mi tajemnice, jak wk#rwiać ludzi swoim słownictwem, bynajmniej wulgarnym, o nie, bardziej 1/4ęteligętnem i zmieszanym z błotem spamglisza.

Ale na miły Bóg, nie mówię "aplajować". De facto mi się, de facto, zdarza.

Dowiedziałem się dzisiaj również paru rzeczy o innych. W ramach sweepa po blogach dalekich krewnych i znajomych królika (a może kota :D ) stwierdziłem, że może i karwię, może i miałkość i prokrastynacja, ale - limes dasięwytrzymać. Niestety, a może naszczęść, nie u wszystkich (Nie wymieniam, bo po co robić uplink. Starczy, że zwąchany blip się rozprzestrzenia. No ale taka jego mać)

Koniec prokrastynacji. Artykuł w wiki mnie zaniepokoił i przygnębił, a też i powiedział więcej o mnie, niż ever się domyślałem. Co wcale nie przeszkadza skutecznej dystrakcji od rzeczywistego celu, jakim jest z grubego palca wycenić interfejsiki i paszli won.

Taka robota nie ma k#rwa sensu. Mam również wrażenie, że w odczuciu mojej roboty ja też jestem bez sensu. I nie powalczę z tym chyba zabarc.

Procrastination is my second name. With tendencies, to be the only one.

5 czerwca 2008

Pieprzone znaczki

Na fali powrotu do aktywności życiowych online odświeżam blożka. I cóż spotykam? Ciągle, rrrwa, nierozwiązany problem polskich znaków.

Krwi.

Wpiszcie sobie z polskiej klawiatury (z ms-systemu, tak tak), ś albo ź. Pierniczone skróty klawiaturowe traktują prawy alt jako ctrl-alt czy jakoś tak. I robią: ctrl-alt-s robi save za każdym, rrrwa, razem gdy pisze się ś. Jeszcze lepszy jest ż czy ź - od czasu do czasu działa jak ... ctrl-z we Wordzie czy innym oknowym edytorze.

Ech. I tak jest, rrrwa, zawsze. Człowiek by chciał żeby tu coś ten tego fajnie było, a tu rrrwa nie da się. Po prostu się nie da.

To sobie chociaż w blipie pobluźnię. Linka po prawej.

3 marca 2008

Rozrysować?

Kolacja. Pan Bubu usiłuje przekonać cały świat, że pomadka do paszczy, którą Mamoocha zanabyła mu zapobiegliwie i nauczyła obsługi (na cholerę chłopu taki ficzer?), jest mu niezbędnie potrzebna i że pójdzie z nią spać, a nie że będzie trzymał w kurtce czy coś.

Niezrażeni świętym przekonaniem naszego dziecka co do słuszności tezy usiłujemy oponować. Zwłaszcza ja, bo już sam pomysł z pomadką (szmatką, jak powiada pan Bubu) wydaje mi się mocno chybiony - ja przeżyłem bez 33 lata :).

Pan Bubu powtarza tezę, na zasadzie że wielokrotnie wypowiadana treść wątpliwa nabiera koloru prawdy. Wreszcie, znużony moim ciągłym odporem i dlaczegowaniem, patrzy na mnie z politowaniem i wypala:

Mam Ci to rozrysować?

Przyniósł kartkę, czarną kredkę i rozrysował. Nie mam dalszych pytań.

18 lutego 2008

Nie wypada.

Pan Bubu ma pewną książeczkę z wierszykami i bajkami. .
W książeczce jest wierszyk o pelikanie, który indagowany przez małpę się nie odzywa, a jak już się odezwie, uderza w ten deseń:
Z pełnym dziobem się nie gada
Bo po prostu nie wypada

Dzisiaj rano Pan Bubu wyjasnił mi etymologię zwrotu "coś nie wypada".

- Nie gada się z pełną buzią, bo wtedy coś z buzi może wypaść. A jak się nie gada, to nie wypada.

...

3 lutego 2008

misdeclination of bubu

Pan Bubu wchodzi na wyżyny słowotwórstwa.

Nie wspomnę tu o wszystkomających telefonach, słuchafonach dzwonach i innych reklamożerstwach, które Bubu łyka jak kluski... Bubu jest kreatywny.

Weźmiłem, mówi pan Bubu. Tatusiowy telefon. Nokiowy, rzecz jasna.

Tudzież, powtarzając za reniferami z plusowej reklamy, uprzejmie uprasza żeby nie "opowiadać mu bezeceństw" :D

Bubu rocks.

27 stycznia 2008

Vista wio...


...ale narowista trochę jest. Ładne to, szybko się ładuje, ale...



  • procesor zupgradowany do maxa starej płyty (P4 3,4G HT - normalnie wędzarnia)

  • grafa zupgradowana do X1950 (też niczego lepszego na AGP nie ma)

  • 2 GB ramu...

No i pokazuje te ładne okienka z cieniami, live preview (trzy wideo jednocześnie w trójwymiarowym widoku), śmiga ogólnie, i ma śliczne Media Center, ale - zmieniła się zupełnie architektura DirectShow - MS posrał się za przeproszeniem prawami autorskimi i kopiowaniem cyfrowego kontentu, no i nie ma już dostępu do drzewa kodeków... a zatem kłopoty z napisami, kłopotyz dźwiękiem AC3, kłopoty z SPDIFem...

...ech, długie wieczory jeszcze przede mną.

26 stycznia 2008

Dorzynanie wiedźmina

... zajęło mi jakieś 4 tygodnia, z tego minimum 2 tygodnie urlopu świątecznego, częściowo nieomalże bezsennie.

I było warto, mimo że laptopowa nVidia Quadro ledwo dawała radę w 800x600, a w malowniczych sceneriach pożogi, gwałtu i zawieruchy, zwłaszcza zbiorowych lub mających miejsce w rozległych lokalizacjach, było naprawdę słaaaabooooo... to całość się broni.

Mogłoby być trochę mniej zadań pobocznych, ale za to trochę ładniej w animacji twarzy (drewno w mimice dawno nie widziane, mniej więcej od czasu Pentium II) - ale jeśli pominąć to, to jest świetnie. Piękne i rozległe lokalizacje, zmienna aura, pory dnia (ach, to światło w oknach karczmy rzucające piękne smugi w oparach dymu i kurzu, ze stosownego do godziny kierunku i kąta, czy choćby piękne złote światło w "magicznej godzinie" na ulicach Wyzimy Klasztornej.

Cacko.

Nie jest to graficznie Rainbow Six Vegas czy Call Of Duty 4 które jakoś ostatnio przeszedłem, ale i tak jest przeładnie. Czasem warto się przełączyć w tryb zza ramienia i rozejrzeć dookoła - bo izo nie pokazuje całej urody świata.

A świat wiedźmiński jest przebogaty: strażników przy bramie swędzi rzyć, babcie narzekają na kręgosłup, a dziwki w porcie podnoszą ceny. Jest sporo smaczków, których nie zrozumie obcojęzyczny gracz - typu utyskiwania prześladowanych krasnoludów na ludzkie prawo i sprawiedliwość :D czy twórczo potraktowany w rozdziale IV wątek Balladyny miszcza Juliusza Słowackiego (tu jest co prawda Alina i Celina, ale za to malowniczo błąkające się po malinowym chruśniaku jako południca i północnica).

Zdecydowanie lepszy powód do niedosypiania niż pisanie ofert czy projektów :D

14 stycznia 2008

age++

...czyli licznik od wczoraj pokazuje już 21 hex.

Ciastka w firmie zostały zeżarte a kondolencje - przyjęte.

W domu, w ramach ocierania łez należałoby wyżreć łychą resztę tiramisu z lodówki (wyszło zajefajne) i przystąpić do realizacji postanowień na resztę życia.

Miałem dzisiaj wielce pouczającą rozmowę z koleżeństwem z pracy - nad obiadkiem deliberowaliśmy nad zasadnością tworzenia personalnego planu rozwoju. Dyskusja w sam raz dla kogoś, kto właśnie przeżył statystycznie połowę życia :D

10 stycznia 2008

2k8 i grawitacja

się nawet nie zorientowałem jakoś :D ale 2k8 już lekko nad...poczęty zębem czasu.

Ostatnie tygodnie 2k7 minęły pod znakiem stopniowo rosnącej grawitacji.

Swoją drogą, podobno świat z delikatnie zachwianymi stałymi fizycznymi (różnymi tam e, g, G, c) nie nadawałby się do niczego konkretnego. Ciekawe, ile światów rownoległych zakończyło żywot tylko dlatego, że omsknęło się coś w 6 miejscu po przecinku w masie elektronu...

Moja grawitacja wzrosła lokalnie, w sposób procentowo niepokojący (5%!), acz niepomiernie przyjemny i w okresie okołoświątecznym nie do uniknięcia. Czego człowiek nie zrobi, żeby mieć jakieś fajne postanowienie noworoczne.

Albo jeszcze lepiej urodzinowe (zawsze to dodatkowe dwa tygodnie bez dyscypliny).

Do łupania w krzyżu też chyba idzie się przystosować :)