2 marca 2009

Stirred, not shaken

Już wiem czemu nie tęsknię za latami 80.

Mudżahedini kojarzyli się wtedy z dziką wolnością, Rambo i walką z Ruskimi, spodnie rurki nie były obciachowe, a Timothy Dalton rozbrajał największe bomby głównie przy użyciu dystansu do roli, którą mizernie odtwarzał.

W rankingu czołówek bondów "Living Daylights" zajmują równie słabą pozycję. Brak pomysłu dorównujący niemal temu z "Quantum of Solace", które ratuje jedynie techniczna forma i pusta doskonałość. O piosence z jednego i drugiego nawet nie warto wspominać. Gdzież im do "You know my name" z "Casino Royale".

No i wreszcie, gotów jestem uwierzyć w to, że można trafić z G36C z dużej odległości. Z waltera PPK - nie można.

Tylko Ruscy się nie zmienili. Chcą jak najlepiej, wychodzi jak zawsze.